niedziela, 26 lutego 2012

Rozdział IV

Rano obudziło mnie walenie do drzwi. Wolno wygramoliłam się z mojego łóżka i zeszłam na dół. Przecierając oczy zauważyłam Olivkę.
 -No nareszcie. Przecież mówiłam, że będę przed ósmą - powiedziała wchodząc do salonu i ciągnąc za sobą chyba 8 walizek
- Więcej się nie dało? - zapytałam z uśmiechem
- No właśnie nie - odpowiedziała
- Chcesz coś do picia?
- No, nalej mi soku
- Okej - krzyknęłam z kuchni
Nie miałam zamiaru mówić jej o wczorajszym zajściu. Wiem, że jesteśmy przyjaciółkami, ale nie chciałam jej zmartwiać. Zresztą sama nie miałam ochoty wracać do tego. Sobotę miałyśmy spędzić na zakupach, ale ostatecznie plan nie wypalił i zostałyśmy w domu. Ogólnie mówiąc dzień minął szybko i niezbyt ciekawie. Postanowiłyśmy jednak nie zmarnować następnego i udać się na spacer.
Rano wstałysmy około 11.30. Ubrane, uczesnane i umalowane wyszłyśmy z domu. Wolnym krokiem kierowałyśmy się w stronę parku. Z dala zauważyłam znajome postacie - Willa i Maksa, którzy grali na pobliskim boisku w kosza. Oczywiście ja nie chciałam tam iść, ale Olivka upierała się, bo był tam Maks. Podobał jej się i dobrze o tym wiedziałam. Widząc jej szczęście na jego widok, zgodziłam się. Usiadłyśmy na trawie i przyglądałyśmy się im. W pewnym momencie przerwali grę i to chyba z naszego powodu.
- Nie przerywajcie sobie - rzuciłam
- Długo tu siedzicie? -zapytał Maks
Spojrzałam na telefon - Dobre 15 minut, ale byliście tak zajęci grą, że nawet nas nie zauważyliście.
Chłopacy usiedli obok nas. Maks szepnął Olivii coś do ucha, a ona wstała i obydwoje gdzieś poszli. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że zostałam sama z Willem.
- Będziemy tak milczeć? - zapytał chłopak słodko się uśmiechając
Zaśmiałam się i coś mi się przypomniało.
- No raczej nie, ale najpierw chciałam ci coś powiedzieć - Will spojrzał się na mnie pytająco - Przepraszam cię za wtedy
- Wtedy to znaczy? - chłopak pomyślał przez krótką chwilę - Aaaa, nie przepraszaj. Nic się nie stało.
- No właśnie stało się. Nie powinnam tak od razu bez powodu ochrzaniać cię za byle co - powiedziałam ze spuszczoną głową
- No ale naprawdę nic się nie stało. Po prostu miałaś zły humor i tyle.
Uśmiechnęłam się - To co robimy?
- Umiesz grać w kosza? - zapytał
- Hahaha wolne żarty. Nie umiem nawet do kosza piłką ucelować, a co dopiero tu mowa o graniu.
Will wstał i spojrzał się na mnie.
- Co? - zapytałam z lekkim uśmiechem
- Chodź, nauczę cię
- Wiesz co, lepiej nie, bo się przerazisz
- No chodź - nalegał
- Nie - zaczęłam się śmiać
- No na pewno nie jest aż tak źle
- Masz rację. Nie jest źle. Jest masakrycznie
Will przybliżył się do mnie, złapał moją dłoń i pociągnął. Mimo oporu z mojej strony, już po chwili stałam na własnych nogach.
- No i co teraz? - zapytałam śmiejąc się
- Chodź - ponownie złapał moją dłoń i podeszliśmy bliżej kosza. Chłopak objął mnie ramieniem. Poczułam zapach jego perfum. Co prawda, trochę dziwnie się poczułam, ale zaraz mi już przeszło. W końcu pokazywał mi tylko jak się gra i to wszystko. Cały czas się śmialiśmy i wygłupialiśmy. W pewnym momencie spojrzałam na telefon.
- Co?! Już 19.00?! - krzyknęłam sama do siebie - Will ja już muszę iść. Obiecałam tacie, że wrócę wcześniej niż zwykle
- Nie ma sprawy - uśmiechnął się - Odprowadzić cię? - zapytał
- Jeśli chcesz - odpowiedziałam chowając telefon do kieszeni. Przez całą drogę rozmawialiśmy. Dowiedziałam się, że Will ma młodszą siostrę - Meg. Ma ona 4 latka. Ich rodzice mają firmę, w której pracują już od 20 lat. Will uwielbia grać w kosza i pływać. Urodził się on w Kanadzie, ale miesiąc po jego urodzinach przeprowadził się do Francji i narazie nie ma zamiaru się nigdzie wybierać. Podobało mi się to, że był ze mną całkowicie szczery i wszystko mi powiedział. Był chyba najbardziej szczerym chłopakiem jakiego poznałam. W końcu jednak nasza rozmowa dobiegała ku końcowi, gdyż zbliżałam się do mojego domu.
- To tutaj - zatrzymałam się
- Tutaj mieszkasz? - zapytał
- Mhm - przytaknęłam - A co?
- Nic, nic - powiedział uśmiechając się
- To ja już pójdę. Pa - odwróciłam się i chciałam iść
- Czekaj - powiedział łapiąc mnie za rękę, ale po chwili ją puścił - Nie dasz mi swojego numeru? - zapytał czekając na odpowiedź. Już po chwili wymieniliśmy się numerami, a ja weszłam do domu, gdzie czekał na mnie tata.
- Kto to był? - zapytał z chytrym uśmieszkiem
Zacząłam się ryć jak głupia - Kolega - odpowiedziałam - A co? Śledzisz mnie?
- Nie no, skądże - powiedział - Zrobiłem kolację. Jesteś głodna?
- I to jeszcze jak - powiedziałam i zasiadłam do stołu wcześniej zdejmując buty i kurtkę.


1 komentarz: